Ważne są mądre decyzje
29 października 2020Z posłem Czesławem Mroczkiem rozmawiała Monika Rozalska.
Późną wiosną, kiedy liczba zakażonych Covid-19 zaczęła nieznacznie spadać, a kolejne restrykcje związane z epidemią były luzowane, wielu ekspertów mówiło, że jesienią przyjdzie kolejna, być może jeszcze groźniejsza fala zachorowań. Jak Pana zdaniem jesteśmy dziś przygotowani na walkę z koronawirusem?
- Sytuacja jest bardzo poważna. Spodziewaliśmy się wzrostu zachorowań jesienią, ale skala tego zjawiska bardzo dotkliwie nas doświadcza. Zdajemy sobie sprawę, że wokół nas jest coraz więcej osób, które zachorowały. Najgorsza jest jednak świadomość, że osoby, które potrzebują pomocy często jej nie znajdują. Zobaczyliśmy, że system służby zdrowia jest na krawędzi wydolności. Obecnie nie tylko chorzy na Covid-19, ale także ludzie z innymi schorzeniami odbijają się od drzwi szpitali. Już wiosną znacznie ograniczony został zakres świadczeń medycznych. Trzeba dziś wyraźnie powiedzieć, że rząd nie przygotował instytucji państwa na jesienną falę zachorowań. W jakiejś mierze uwierzyli we własną propagandę, że koronawirus nie jest groźny i nie trzeba się go bać. W efekcie, podejmowane są dzisiaj w pośpiechu działania, jak chociażby tworzenie szpitali polowych. Tymczasem odpowiednia liczba miejsc w szpitalach covidowych powinna być zabezpieczona już wiele miesięcy temu. W szpitalach ogólnodostępnych wydziela się więc oddziały dla pacjentów z koronawirusem. Między innymi w Mińsku Mazowieckim oddział kardiologiczno-internistyczny został przeznaczony dla osób zakażonych. Samo działanie związane ze zwiększeniem tej liczby miejsc jest spóźnione, ale jak najbardziej słuszne. Niestety odbywa się to kosztem innych pacjentów. Gdyby działania te wdrożono wcześniej, nie byłoby konieczności zabierania miejsc jednym chorym, aby udostępnić je innym. Można było z rezerw, które posiada państwo, zbudować nowe miejsca szpitalne w budynkach przejściowych. Oczywiście zwiększanie miejsc szpitalnych dla osób z Covid-19 jest konieczne, ale sposób realizacji jeszcze bardziej ograniczy dostępność szpitalnej opieki zdrowotnej dla pacjentów z innymi schorzeniami.
Tak jak Pan wspomniał, samo zwiększenie liczby miejsc w szpitalach dla pacjentów z Covid-19, czy stworzenie szpitali polowych nie rozwiązuje problemu, ponieważ potrzebny jest jeszcze przeszkolony personel medyczny. Już wiosną lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni mówili o tym, że brakuje rąk do pracy. Przy zwiększonej liczbie łóżek ten problem będzie narastał.
- Sytuacja z personelem medycznym jest równie dramatyczna. Dopiero w ubiegłym tygodniu przyjmowaliśmy w Sejmie ustawę, która uruchamia mechanizmy zarządzania zasobami, przygotowania personelu medycznego oraz niezbędnego sprzętu i wyposażenia. Dzieje się to dopiero teraz, kiedy jesteśmy już w sytuacji prawie niewydolności służby zdrowia. Chodzi o to, żeby na czas epidemii poluzować niektóre wymagania, żeby stworzyć większy krąg osób, które będą mogły opiekować się chorymi. Dopiero teraz będzie można dopuścić wolontariuszy, studentów oraz przekwalifikować obecny personel, by mógł zajmować się chorymi na Covid-19. Należało to jednak zrobić kilka miesięcy temu, żeby ci ludzie mogli przejść odpowiednie szkolenia, chociażby z obsługi respiratorów.
W przestrzeni publicznej pojawiają się wypowiedzi pielęgniarek, które mówią wprost,
że szkolenie z obsługi respiratora trwało godzinę, a gdyby je zorganizować w czerwcu byłoby znacznie więcej czasu na odpowiednie przygotowanie personelu do pracy z nowym sprzętem w tak trudnych warunkach.
- To jest jeden z przykładów świadczących o tym, że wiele działań zostało podjętych zbyt późno. Działamy pod presją dramatycznej sytuacji i w związku z tym wystąpienie premiera w Sejmie, który mówił, że rząd realizuje strategię najlepszą w Europie a być może na świecie jest przejawem kompletnego oderwania od rzeczywistości. My niestety żyjemy w realiach ogromnych problemów z wydolnością służby zdrowia i musimy zrobić wszystko, by tę sytuację poprawić. Koalicja Obywatelska od początku epidemii wzywa rząd do skutecznego działania. Chcemy, aby cały potencjał państwa skierować na pomoc ludziom.
Tak jak wiosną wirus rozprzestrzeniał się w domach pomocy społecznej, tak dziś to głównie szkoły stają się miejscem zwiększonej transmisji wirusa. Powrót dzieci do szkół i realizacja od września nauki w systemie stacjonarnym sprawiły, że statystki zachorowań gwałtownie poszybowały w górę.
- Tych nieprzemyślanych działań, podejmowanych z dnia na dzień, jest bardzo dużo. Kolejnym przykładem jest oświata i system szkolny. W swoim sejmowym wystąpieniu premier powiedział, że wdrożenie systemu hybrydowego w szkołach średnich spowodowało znaczne zmniejszenie transmisji wirusa. Czy zatem nie można było pomyśleć w sierpniu o tym, aby inaczej zorganizować rok szkolny, żebyśmy w październiku nie musieli mierzyć się z tak znaczącym wzrostem zachorowań? Tymczasem rzeczywistość jest taka, że od 1 września szkoły stały się miejscem zwiększonej transmisji wirusa. Zachorowało bardzo wielu nauczycieli oraz uczniów i w części szkół właściwie nie ma możliwości pełnej realizacji podstawy programowej. Przez to, że od września zostało uruchomione nauczanie w systemie stacjonarnym bez możliwości elastycznego podejścia, w którym dyrektorzy mogliby sami uruchamiać tryb hybrydowy albo zdalny, mamy dziś sytuację, że w niektórych szkołach nie da się realizować żadnej formy nauki. Tak wielu nauczycieli jest bowiem wyłączonych z pracy. Teraz już nawet nauczanie zdalne jest bardzo utrudnione. Mamy też bardzo wiele niekonsekwencji związanych z procedurami postępowania. W przestrzeni publicznej, w sklepach, urzędach był obowiązek noszenia maseczek, a w szkole nie.
Mówimy o problemach związanych z wydolnością służby zdrowia, o braku dobrego przygotowania szkół do nowej fali zakażeń, a tymczasem jest jeszcze jedna, bardzo ważna instytucja, w której dramatycznie brakuje rąk do pracy. Mam na myśli powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne, na które spadł obowiązek lokalnego zarządzania epidemią. Tymczasem mamy coraz dłuższy czas oczekiwania na konkretne decyzje, chociażby w kwestii skierowania na kwarantannę.
- Sanepid pełni bardzo ważną rolę w zakresie izolowania osób, które objęte są ryzykiem zakażenia oraz tych, u których już stwierdzono Covid-19. Aby ten system dobrze działał, instytucja ta musi być wydolna. Mimo wielu naszych apeli, aby wzmocnić Sanepid finansowo i kadrowo, rząd nic w tej kwestii nie zrobił. Przy okazji funkcjonowania Sanepidu, takim symbolem lekceważenia tej sprawy przez rząd jest to, że dopiero w październiku zdecydował się na ustawowe wprowadzenie nakazu zakrywania nosa i ust, bo wcześniejsze decyzje w tej sprawie nie miały właściwej podstawy prawnej. Decyzje Sanepidu o karach administracyjnych były więc podważane. Jednak w tym wszystkim najgorszy jest brak przykładu z góry, bo żadna instytucja nie przekona obywateli do przestrzegania określonych zasad, jeżeli przedstawiciele rządu publicznie je lekceważą. Jeśli społeczeństwo widzi, że premier Morawiecki czy prezes Kaczyński nie przestrzegają nakazów wprowadzonych przez rząd to następuje rozluźnienie. Obywatel otrzymuje sygnał, że sytuacja wcale nie jest taka groźna i niebezpieczna. Takie zachowanie jest rujnujące dla rozwagi i dyscypliny społecznej, a bez tego trudno nam będzie walczyć z zagrożeniem. Warto wspomnieć, że w krajach, gdzie dzięki dyscyplinie społecznej skutecznie radzono sobie z rozprzestrzenianiem wirusa, przedstawiciele władzy, którzy nie przestrzegali wprowadzonych przez siebie zasad tracili stanowiska. Takim przykładem jest irlandzki komisarz UE, który po powrocie do domu nie przestrzegał zasad za co hukiem wyleciał ze stanowiska.
Rząd popełnił wiele błędów i stracił mnóstwo czasu w przygotowaniu społeczeństwa na jesienną falę zachorowań. Co zatem możemy zrobić dzisiaj, aby epidemia w jak najmniejszym stopniu nas dotknęła?
- Ważne jest, aby pomimo nawet działań w pośpiechu, podejmować mądre decyzje. Potrzebna jest rozwaga i solidarność społeczna. W dalszym ciągu najważniejsze jest to, by szybko wykrywać zakażonych i doprowadzać do ich izolacji, bo inaczej po prostu sobie nie poradzimy. Nadal nie ma szczepionki ani skutecznego lekarstwa na tę chorobę, dlatego jesteśmy tak bardzo zagrożeni i dlatego Covid-19 jest tak niebezpieczny. Trzeba zdecydowanie zwiększyć liczbę testów i wzmocnić procedury, aby ten proces był szybki począwszy od diagnozy pierwszych objawów poprzez testy potwierdzające zakażenie a skończywszy na izolacji osób chorych czy kwarantanny tych, którzy mieli z nimi kontakt. Jeszcze ważniejsze jest to, by nieść pomoc tym, u których przebieg tej choroby może być bardzo ciężki. W związku z tym służba zdrowia musi być przygotowana na zwiększenie liczby chorych, którzy będą potrzebować szczególnej opieki. My proponowaliśmy, niestety zostało to odrzucone, aby przeznaczyć dodatkowe 5 mld zł na wzmocnienie służby zdrowia, zwiększyć liczbę mobilnych punktów testowania, żeby była jak najszybsza reakcja na zgłoszenie objawów. Zapewne i tak będziemy musieli do tego wrócić, choć niestety będzie to znowu za późno. Trzeba też pamiętać, że kolejnym zagrożeniem jest grypa. Nałożenie się tych dwóch chorób może bardzo poważnie nam zagrażać, dlatego rząd powinien w tym roku w sposób szczególny promować szczepienie przeciw grypie i zabezpieczyć odpowiednią liczbę szczepionek. Jako Koalicja Obywatelska uważamy, że szczepieniem powinny być objęte wszystkie grupy szczególnego ryzyka, a w szczególności powinno to dotyczyć personelu medycznego, nauczycieli czy osób starszych. Zachęcam, aby posłuchać ekspertów, którzy apelują, aby w miarę możliwości zaszczepić się przeciw grypie, bo może to zwiększyć naszą odporność.
Źródło: Nowy Dzwon