Czesław Mroczek
Poseł na Sejm RP


Wielkie kontrakty mają rozkręcić zbrojeniówkę

22 kwietnia 2015

Warte 30 mld zł inwestycje w tarczę powietrzną i śmigłowce powinny dać rozwojowy impuls obronnym firmom.


Zakupy sprzętu mają poprawić bezpieczeństwo kraju i skuteczność sił zbrojnych, a także zapewnić zastrzyk technologii i inwestycje offsetowe. To będzie istotny warunek podpisania przyszłych kontraktów – zapewnia rząd.

– Dzięki temu, że negocjacje w sprawie dostaw rakietowych systemów obrony powietrznej średniego zasięgu dla programu „Wisła" już kilka miesięcy temu przeniesiono na szczebel międzyrządowy, umowa na dostawy patriotów, broni sprawdzonej w warunkach bojowych i znajdującej się w  arsenałach 13 państw, będzie korzystniejsza – twierdzi Czesław Mroczek, wiceminister obrony ds. modernizacji sił zbrojnych. Łatwiej powinno być o  zgodę Waszyngtonu na przekazanie polskim firmom technologii i  zagwarantowanie rozwiązań pomostowych, np. dostaw dwóch nowych baterii Patriot już w 2019 r., przy terminie realizacji kontraktu wyznaczonym na 2025 r.

Wiceminister przyznaje, że Amerykanie nie zgodzili się na przekazanie Polsce kodów źródłowych oprogramowania sterującego do newralgicznych urządzeń, w tym najnowszych pocisków PAC 3 MSE, bo USA nikomu ich nie udostępniają. Ale zobowiązali się, że krajowy przemysł nie tylko przejmie serwisowanie sprzętu, ale także wykona około połowy wartości kontraktu.

Największy ma być udział polskiego przemysłu w przypadku systemów radarowych, łączności, podzespołów kierowania ogniem. W kraju budowane będą podwozia, wyrzutnie. Skarżyskie Mesko ma produkować części rakiet.

W przypadku śmigłowców od dawna spekulowano, że szanse na wygraną ma największy z oferowanych helikopterów H225M Caracal, produkt Airbus Helicopters. Wojskowi zwracali uwagę, że sprawdził się w Afganistanie, a  dzięki udźwigowi i największej na tle rywali przestrzeni ładunkowej może być przystosowany do specjalistycznych zadań bojowego ratownictwa, transportu medycznego, zwalczania okrętów podwodnych czy wymagań sił specjalnych.

We wtorek MON potwierdziło, że w wartym 13 mld zł przetargu francuska maszyna wygrała zdecydowanie. Tym pewniej, że konkurenci, czyli amerykański Sikorsky Aircraft (oferował w Polsce nowe black hawki S70i) i  PZL Świdnik/AgustaWestland (AW 149), nie spełnili wymagań konkursowych. Wiceminister Mroczek ujawnił, że ofertę PZL Mielec/Sikorsky'ego zdyskwalifikował brak uzbrojenia śmigłowca i niedostatki oferty przekazania technologii do przyszłego centrum obsługi helikopterów w  łódzkich Wojskowych Zakładach Lotniczych.

Ze spełnieniem tego warunku kłopot miał również PZL Świdnik/AgustaWestland. Jednak tym, co przekreśliło szanse włosko-brytyjskiego koncernu na kontrakt, był zbyt odległy termin dostawy gotowych maszyn. Wojsko postawiło warunek, że pierwsze śmigłowce powinny trafić do armii za dwa lata. PZL Świdnik był w stanie dostarczyć je najwcześniej za cztery lata.

Airbus Helicopters przebił konkurentów także ofertą offsetową. – Ale gdybyśmy nawet nie brali pod uwagę propozycji przemysłowych, to francuski produkt pobił rywali liczbą spełnionych wymagań taktyczno-technicznych – twierdzi wiceminister Mroczek.

Ale jest i zła wiadomość dla zwycięskiego Airbus Helicopters: armia zmniejszy liczbę kupowanych maszyn z 70 do 50. To skutek przyspieszenia procedury wyboru śmigłowców uderzeniowych w ramach programu „Kruk". MON skorygowało plany pod wpływem wydarzeń na Ukrainie.

– Planujemy, że kolejną partię helikopterów wielozadaniowych wojsko zamówi w ciągu dekady, gdy wyeksploatowana zostanie flota maszyn Mi-17 rosyjskiej produkcji – zapowiada wiceminister.

 

Żródło: rp.pl