Czesław Mroczek
Poseł na Sejm RP


Chaos w polskich szkołach

23 lipca 2019

Z posłem Czesławem Mroczkiem rozmawiała Monika Rozalska.

 

Reforma systemu oświaty i likwidacja gimnazjów, którą wprowadził rząd PiS od początku budziła ogromne kontrowersje. Do tego doszła kwestia wynagradzania nauczycieli i ogólnopolski strajk pracowników oświaty. Twarzą tych zmian była minister Anna Zalewska, która uzyskała mandat do Parlamentu Europejskiego. Jaki stan oświaty pozostawiła swoim następcom, a przede wszystkim nauczycielom i uczniom?

– W szkołach mamy bałagan i zamieszanie, a minister oświaty, która jest za to odpowiedzialna ucieka do Brukseli. Prawdziwy stan naszej oświaty pokazał nam strajk nauczycieli. Pokazał nam stan poważnego kryzysu. Strajk został zawieszony, ale kryzys nie został rozwiązany. Nauczyciele wykazali się odpowiedzialnością i przeprowadzili uczniów przez egzaminy końcowe, ale to nie znaczy że problemy w oświacie zniknęły. Ten kryzys nadal istnieje i będzie się nasilać. Rząd PIS nie potrafi rozwiązywać problemów społecznych. Dziś możemy rzetelnie oceniać stan polskiej oświaty, ponieważ Najwyższa Izba Kontroli zakończyła kontrolę polskiego systemu edukacji i opublikowała raport końcowy bardzo krytycznie oceniając zmiany, które obecna ekipa rządowa nazywała reformą. Reforma ustroju szkolnego polegająca na likwidacji gimnazjów i zastąpienie ich ośmioklasowymi szkołami podstawowymi zdaniem NIK została nierzetelnie przygotowana i wywołała szereg problemów. Co więcej ta reforma bardzo dużo kosztowała. Przed zmianami w wielu gminach było kilka szkół podstawowych i jedno centralne gimnazjum. W wyniku

reformy nastąpiła konieczność przystosowania budynków do nowej struktury organizacyjnej, a to wiąże się z naprawdę dużymi kosztami. W skali kraju wydaliśmy na to ponad miliard złotych i te pieniądze zostały wydane zupełnie niepotrzebnie, bo nie zmieniły niczego jeśli chodzi o jakość kształcenia. Rząd obiecywał, że te wydatki pokryje w całości, a w praktyce okazało się, że przekazano tylko około 30% środków. Rząd twierdził też, że w wyniku reformy koszty funkcjonowania oświaty będą mniejsze, a są zdecydowanie większe.

 

 

Mówi Pan, że rząd sfinansował w zaledwie 30% kosztów reformy oświaty, czy to oznacza, że resztę pieniędzy musiały wyłożyć samorządy?

– Dokładnie tak. Samorządy i tak dokładały ze swoich budżetów do subwencji oświatowej, by zapewnić jak najlepsze warunki w prowadzonych przez siebie placówkach. Natomiast koszty reformy oświaty nie były planowane w samorządowych budżetach i trzeba było je pokryć rezygnując z innych wydatków. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że wydatki samorządów na oświatę wzrosły o 12%, a to oznacza, że zamiast budować np. drogi czy realizować inne inwestycje samorządy muszą finansować rządowe pomysły i to pomysły oparte na zupełnie błędnych założeniach. Przykładem jest tu choćby dowożenie dzieci do szkół. Według wyliczeń rządu w wyniku reformy wydatki miały zmaleć o 82 mln zł, a Najwyższa Izba Kontroli wykazała, że wzrosły o 67 mln zł. To pokazuje jak fatalnie była przygotowana ta reforma, również jeśli chodzi o wyliczenia kosztów. Najgorsze jest jednak to, że pieniądze zupełnie niepotrzebnie wydane na te zmiany mogły sfinansować rozwiązanie realnych problemów, które są w oświacie. Dziś nabór do zawodu jest coraz gorszy, bo zawód nauczyciela ze względów finansowych przestał być atrakcyjny na rynku pracy. To przyniesie w przyszłości bardzo złe efekty. Tymczasem te pieniądze, które zostały przeznaczone na zmianę ustroju szkolnego mogły w dużej części sfinansować podwyżki dla nauczycieli. Pensje nauczycieli znalazły się na wyjątkowo niskim poziomie i musimy radykalnie poprawić

sytuację materialną nauczycieli, jeżeli chcemy mieć dobry system edukacji. Niestety rząd PiS wydał pieniądze na rzeczy zupełnie niepotrzebne.

 


Jednak pieniądze nie są jedynym problemem, z którym trzeba się zmierzyć na skutek rządowej reformy systemu oświaty.

– Do szkół średnich nie dostało się wiele tysięcy uczniów, bo we wrześniu do tych szkół trafią zarówno absolwenci gimnazjów jak i szkół podstawowych, wystąpi kumulacja 2 roczników, efekt zmian wprowadzonych przez rząd PIS. Zamiast 300 tysięcy uczniów klas pierwszych będziemy mieli ponad 700 tysięcy uczniów, dla których w wielu miastach brakuje miejsc. Dla tych uczniów oznacza, że szanse dostania się do wymarzonej szkoły drastycznie spadną. Będzie to o wiele trudniejsze niż w normalnych warunkach. Oznacza to również ogromny problem organizacyjny dla szkół, które muszą stworzyć warunki do nauki dla podwójnego rocznika młodzieży. W przypadku szkół branżowych i technicznych dochodzi też cały system kształcenia zawodowego, bo przecież ci uczniowie będą musieli znaleźć miejsce na zajęcia praktyczne.To jest jeszcze trudniejsze niż znalezienie ławki i krzesła w szkole. We wrześniu problemy wrócą ze zdwojoną siłą. Uczniowie i rodzice nie mogą liczyć na pomoc rządu PIS, z wyjątkiem tej rady, że też mogą wyjechać za granicę.

 

 

Wracając na lokalne podwórko, władze powiatu mińskiego zapewniają, że będzie wystarczająca liczba miejsc, by każdy uczeń mógł uczęszczać do wybranego przez siebie typu szkoły. Jednak może się okazać, że zajęcia będą organizowane w trybie zmianowym i będą się kończyć nawet o godz. 19.00.

– System zmianowy to nie jedyny problem z jakim będą musieli zmierzyć się dyrektorzy szkół. Problemem będzie chociażby dostęp do infrastruktury sportowej czy pracowni specjalistycznych. Będziemy mieli do czynienia z takim stanem uciążliwości przez najbliższe trzy lata, dopóki absolwenci gimnazjów nie zakończą edukacji w szkołach średnich i będzie to dotyczyło wszystkich uczniów danej placówki, a nie tylko tych z podwójnego rocznika.

 


Wróćmy jeszcze do strajku nauczycieli, który został zawieszony, ale nie zakończony. Rząd przeczekał falę strajku właściwie nie proponując żadnego rozwiązania. Czy uważa Pan, że nauczyciele będą mieli wystarczająco dużo siły i determinacji, by we wrześniu znowu zawalczyć o swoje postulaty?

– Doświadczenie mówi, że nierozwiązane problemy zawsze wracają ze zdwojona siłą. Tak samo będzie w tej sytuacji. Rząd nie rozwiązał kwestii związanych ze złą kondycją finansową nauczycieli i odkładanie tego spowoduje, że problemy wrócą w jeszcze ostrzejszej formie.Tu nie chodzi o to, by zwiększając wynagrodzenie poprawić nauczycielom samopoczucie. Pogorszenie statusu materialnego nauczycieli sprawia, że będziemy mieć selekcję negatywną do zawodu, a efektem tego negatywnego naboru będzie w przyszłości słabszy poziom kształcenia.To będzie gorszy poziom edukacji i słabszy rozwój naszego kraju. Każde państwo, które myśli o dobrej przyszłości musi stworzyć dobry system edukacyjny, tymczasem my jesteśmy w takiej sytuacji, że system ten jest pogarszany i znalazł się w głębokim kryzysie. Ten rząd nie rozwiązuje problemów grup zawodowych i nie myśli o budowaniu trwałych podstaw rozwoju. Wydatki z budżetu są realizowane w postaci różnego rodzaju dotacji i świadczeń z myślą o zyskach wyborczych dla partii rządzącej, a nie z myślą o tym, by stworzyć właściwy system wynagradzania i żeby promować chęć do pracy.

 

Źródło: Nowy Dzwon